Dodano

Wykład inauguracyjny Rektora WSA

W poszukiwaniu prawdy w sztuce oraz jakości człowieka- stojąc w Galerii Uffizi przed Madonną z Dzieciątkiem i dwoma aniołami Fra Filippo Lippi

W Wyższej Szkole Artystycznej żyjemy sztuką, chłoniemy ją wszystkimi zmysłami, studiujemy ją, uczymy się o niej i ją tworzymy.

Sztuka może także działać jak wehikuł czasu, przenosząc nas do odległych miejsc oraz epok pozwala nam na poznanie ludzi dawnych i wielkich mistrzów. W trakcie tych podróży możemy odkryć liczne tajemnice i sekrety. To, co widzimy na pierwszy rzut oka, to często tylko stare przedmioty takie jak: wizerunki świętych wykonane farbami olejnymi na desce, oprawione w kunsztowne złocone ramy, cenne obiekty powstałe za sprawą wielkich mecenasów, dzięki dużym pieniądzom, ale przede wszystkim dzięki pasji, licznym talentom, czasem też dzięki wielkim namiętnością i miłości. W obrazach, rysunkach i rzeźbach  uważny obserwator może dostrzec coś więcej niż tylko wyrafinowaną materię i artystyczny kunszt. Twórca pozostawia materialne ślady, ale potrafi też utrwalić coś ulotnego. Przelotna chwila, jeden uśmiech czy tajemnicze spojrzenie pozostaną na wieki, dlatego też dzięki artystom możemy zobaczyć to coś, co stanie się drogowskazem do prawdy. Owe drogowskazy wskazują zawiłe linie twórczego życia, które prowadzą nas przez kręte ścieżki czasu.

Spędzając jeden dzień wakacji we Florencji postanowiłem odwiedzić ciekawy budynek będący jednym z najstarszych i najsłynniejszych muzeów w Europie. To sam wielki Cosimo de Medici powierzył jego projekt znanemu architektowi i malarzowi Giorgio Vasariemu. Zawsze chciałem wejść do środka Galerii Uffizi i spędzić w niej cały dzień. Jednak nieznośny upał rozgrzanego miasta i wakacyjny gwar turystów przybyłych do Florencji zamęczył resztę mojej rodziny tak mocno, że moje ambitne plany legły w gruzach. Postanowiłem jednak szybko wejść do Galerii, aby zobaczyć cokolwiek, choćby tylko jeden obraz. Oczywiście dzieła wielkich włoskich mistrzów były mi znane z albumów, ale możliwość zobaczenia ich na żywo i stanięcia przed oryginałem to coś zupełnie innego. Decyzję, co mam zrobić i co zobaczyć zapadały w mojej głowie szybko i trochę podświadomie, gdyż cały czas przed oczami miałem inne florenckie obrazy współczesnej świętej rodziny  –  Mdlejącą madonnę z marudzącym dzieciątkiem.

Wbiegłem do Galerii jak typowy japoński turysta pragnący zaliczyć wszystkie obrazy w ostatnie piętnaście minut, tuż przed odjazdem autokaru. Z ciążącymi wyrzutami sumienia szybko przemieszczałem się po muzealnym labiryncie, nieustannie  myśląc o swoje rodzinie porzuconej na Placu Signorii. Ostatni raz widziałem ich dokładnie w tym miejscu, gdzie w 1498 roku został powieszony, a następnie spalony Girolamo Savonarola. Savonarola- charyzmatyczny florencki reformator religijny, który większość zborów galerii wrzuciłby z pewnością do ogniska próżności, na pewno nie pochwalałby moich decyzji. Nie wiedziałem co mnie spotka, jak wrócę. Zakładałem, że jakieś płomienne kazania z pewnością popłyną z ust mojej szacownej żony, opętanej zapewne duchem fanatycznego mnicha. Aby na chwilę zwolnić i złapać oddech, stanąłem przed obrazem przedstawiającym Madonnę z dzieciątkiem i dwoma aniołami namalowanym przez florenckiego malarza epoki quattrocenta zwanego Fra Filippo Lippi.

Ci, którzy znają jego malarstwo wiedzą, że wszystkie jego dzieła mają charakterystyczny spokój i delikatny modelunek formy zbudowanej subtelnym laserunkowym światłem. Aby uchwycić i poczuć medytacyjną chwilę tego wzniosłego spokoju, wziąłem głęboki oddech, zwolniłem gonitwy myśli i wyciszyłem się. Zacząłem uważnie oglądać obraz znany jako Madonna z Dzieciątkiem i dwoma aniołami.

Kunszt malarski oddający urodę i wdzięk modelki przykuwały wzrok. Madonna na obrazie była piękna i bardzo młoda. Jej delikatnie przymknięte oczy lekko schowane pod zmysłowymi rzęsami, doskonale harmonizowały z łagodnym i kształtnym owalem twarzy, odwróconej do mnie półprofilem. Jasne, starannie upięte włosy otulone imponującym welonem podkreślały linię głowy. Wśród licznych szczegółów uwagę zwracały doskonale namalowane usta. Kobieca postać emanowała pełnią wdzięku i ponadczasową elegancją. Madonna nie wyglądała na świętą, raczej przypominała mi bogate mieszkanki Florencji. Jej uciekające od widza spojrzenie przywoływało mi coś znanego, coś współczesnego. Może to coś, co mają w oczach dziewczyny, które po wizycie u znanego stylisty wychodzą z kunsztownie ułożoną fryzurą, po czym ukradkiem spoglądają na swoje nowe odbicie pojawiające się w witrynach markowych sklepów. Wydawało mi się, że toskańska Madonna delikatnie zerkała także na mnie, zdradzając tym samym, że nie jest tylko martwym obiektem, lecz również ukrytym obserwatorem. Zerkała ukradkiem, ciągle udając, że jest spokojna, naturalna i trochę beznamiętna ale świadoma,  że jest widziana i się podoba … i jej samej też to się podoba.

Madonna Fra Filippo była dla mnie jak celebrytka, która wyszła właśnie od najlepszego z włoskich projektantów, przyodziana w drogą, niebieską suknię obszytą ozdobnymi perłami i złotą nitką, celebrytka, która przystanęła, aby pozować przed paparazzi. Obecność gapiów ujawnił jeden z aniołów bezczelnie patrzących w moją stronę. Nie podobał mi się on, ponieważ swoją miną urwisa przypominał mi jednego małego łotra z francuskiego animowanego serialu z cyklu Był sobie człowiek. Cała stłoczona grupa dzieciaków (mały Jezusek i dwa aniołki) bardzo mi przeszkadzały i na moje oko, wyglądały sztucznie, jak doczepione do Madonny. Nie tylko ja zatrzymałem się przed tym obrazem. Florencką Madonnę już od stuleci  wielbią miłośnicy włoskiego renesansu.

Być może niektórzy powiedzą, że mocno przesadzam opisując w taki sposób malarstwo religijne. Widzę coś w tematyce sacrum, czego nie ma i tylko mieszam rozkosz modlitewnego skupienia ze zmysłowym doznaniem uczuć wyższych. Właśnie takie wzniosłe uczucia mogły towarzyszyć duchownemu artyście, który malował dzieło. Przecież obraz to święty wizerunek stworzony przez florenckiego mnicha z zakonu karmelitów.

Jak  zapewne się domyślamy XV wiek to czas, w którym artysta nie miał szansy na swobodny dobór tematu. Tematy ustalał zamawiający, czyli bogaty zleceniodawca, którym najczęściej był kościół lub uczęszczające do niego wielkie rodziny możnowładców. Tak też było w tym przypadku. Obraz przedstawiający Madonnę z Dzieciątkiem i dwoma aniołami powstał na zamówienie kościoła położonego na północ od Florencji, znajdującego się w toskańskim w miasteczku Prato. Jednak zanim do tego przejdziemy warto powiedzieć coś o samym artyście.

W roku 1421 najmłodszy spośród nowicjuszy piętnastoletni Filippo Lippi złożył  zakonne śluby czystości. Został karmelitą, jednak dalsze jego życie dowodzi, że mnich najwyraźniej minął się z powołaniem, albo może z czasem odnalazł  zupełnie inne. Jego decyzje motywowały bardziej konieczności i bieda niż miłości do Wszechmocnego. Osierocony w wieku ośmiu lat przez florenckiego rzeźnika, został oddany do klasztoru, gdzie miał uczyć się na mnicha. Vasari opisał chłopca jako zręcznego i pomysłowego ucznia, lecz zupełnie niepodatnego na nauki kościoła. W trakcie pobytu w klasztorze od najwcześniejszych lat oddawał się wyłącznie rysowaniu i psotom. Podobno słowo pisane traktował z wielkim obrzydzeniem i nigdy nie przeczytał żadnej książki teologicznej.

Jednak to właśnie w klasztorze Santa Maria della Carmine odnalazł swoje prawdziwe powołanie. Dostrzegł je patrząc w górę, czyli na jedno z najznakomitszych malowideł tamtych czasów. Młody zakonnik godzinami wpatrywał się z zachwytem w niezwykłe olśniewające dzieło wielkiego Masaccio. Freski pokrywające ściany kaplicy drażniły młodego mnicha i pobudzały zmysł. Młodzieniec nie mógł oderwać oczu od sceny kuszenie Adama przez Ewę. Długo studiował proporcje ciał, elegancję wydłużonych sylwetek, miękkości światła, doskonały rysunek oraz wyrafinowaną malarską formę.

Po takich doświadczeniach artystycznych namiętności coś się znacząco zmieniło w duszy młodego człowieka. Nie porzucił jednak stanu duchownego, ale w wieku dwudziestu kilku lat opuścił zgromadzenie klasztorne i postanowił, że zostanie artystą. Konieczność dochowania ślubów czystości połączona z artystyczną wrażliwością i chęcią doświadczania ziemskich aspektów życia, wytworzyły mieszankę wybuchową. Kronikarz Vasari opisuje, że artysta pozostający w mnisim habicie zatracił wszelkie inklinacje do ascezy i celibatu. A nawet z czasem jego żądze cielesne stały się tak natarczywe i silne, że bez ich zaspokojenia nie był w stanie skoncentrować się na malowaniu. Oprócz malarstwa Filippo odnalazł kolejną życiową pasję, jaką było umiłowanie do uciech ziemskich, wina i pięknych kobiet. Młodzieńczy plan został zrealizowany. Filippo stał się uznanym artystą, zdobywał intratne zlecenia od florenckich bogaczy, jednak wszystkie zarobione floreny wydawał w oberżach i burdelach.

Wielu zleceniodawców i współpracowników skarżyło się na nieterminowość i  niesolidność Fillipo. Nawet jego wielki mecenas Cosimo de Medici zniecierpliwiony  zamknął go kiedyś w swoim pałacu, aby nieznośny mnich wreszcie namalował obiecany święty obraz. Co ważne, był to obraz za który już dawno artysta pobrał zaliczkę. Owa zaliczka oczywiście nie została wydana na farby, lecz na radości życia doczesnego. Zuchwały malarz zamiast w skupieniu tworzyć, powiązał prześcieradła i przy ich użyciu uciekł przez okno, aby szukać niezbędnych inspiracji w ramionach dam lekkich obyczajów. Konsekwentnie, jak pilny uczeń stale i z uwielbienie poznawał kobiecą urodę, zgłębiał esencję kobiecości. Ujawniając wielkie fascynacje subtelnym erotyzmem i dziewczęcą delikatnością, swoje doświadczenia transformował w sztukę. Potrafił uważnie obserwować i dostrzegać ledwo uchwytną zmysłowość, którą zawsze umiejętnie przelewał na swoje dzieła. Na jego obrazach kochanki emanujące cielesnym pięknem stawały się dostojnymi i rozmodlonymi świętymi dziewicami.

Mimo wykonywania zawodu malarza oraz wielu przywar, uchybień i ewidentnych odstępstw moralnych nadal pełnił kościelne funkcje w toskańskich parafiach. Oczywiście wszystko to mogło się zdarzyć tylko dzięki ochronie jego wszechmocnego protektora – Cosimo de Medici.   Niestety po wyjściu na jaw licznych oszustw, fałszerstw i zaciągniętych długów, artysta musiał opuścić Florencję uciekając przed wymiarem sprawiedliwości. Jako osoba doskonale znająca podszepty szatana oraz rozterki wynikające ze zmagań  sacrum z profanum, dzięki Cosimo niebawem otrzymał stanowisko spowiednika w żeńskim klasztorze św. Małgorzaty w Prato… Już możemy się domyślać co miało nastąpić za sprawą aktywnego malarza i  rozpustnego mnicha.

Może właśnie w trakcie sakramentu spowiedzi Filippo Lippi zwrócił uwagę na   śliczną dwudziestoletnią nowicjuszkę. Była to młodsza córka niezbyt zamożnego kupca Francesco Butiego,  Lukrecja, która wraz z siostrą została oddana Bogu. Jak wiemy artyści często rywalizują z twórcą, ścigają się z nim w tworzeniu piękna, jednak w tym wypadku rywalizacja posunęła się o krok dalej. Brat zakonny Lippi w harmonijnych rysach Lukrecji zobaczył wyobrażenie patronki zakonu, a nawet wizerunek samej Madonny, po czym postanowił namalować święty obraz. Od tego momentu twarz pięknej Lukrecji pojawia się w dziełach Filippa najczęściej jako Madonna, można też ją zobaczyć pod postacią tańczącej Salome na fresku w katedrze w Prato. Rozpoznajemy jej delikatną buzię również w Zwiastowaniu znajdującym się we florenckim kościele San Lorenzo. Jednak najwspanialszym obrazem z portretem Lukrecji jest ten, na którym została uwieczniona jako Madonna z Dzieciątkiem i dwoma aniołami, który znajduje się w Galerii Uffizi.

Powstawały piękne obrazy jednak konflikt z zakonem i wielki skandal był już tylko kwestią czasu. Twórczy karmelita często wykorzystywał modelkę, dzięki czemu powstał obraz ujawniający jego wyjątkowo dużą słabość do piękna i płci przeciwnej. Największy jednak problem polegał na tym, że Lukrecja Buti w niedługim czasie stała się nie tylko jego modelką. Szacowny brat zakonny Filippo Lippi wdał się w klasztorny romans i uwiódł młodą mniszkę. Na wieść o skandalu rozgniewany ojciec dostał palpitacji serca, a sędziwa przeorysza ponoć umarła ze wstydu i zgryzoty. Jakby tego było jeszcze mało, Filippo uciekając z klasztoru porwał Lukrecję i jej siostrę Spinette oraz trzy inne mniszki, dając tym czynem zły przykład pozostałym młodym zakonnicom i nowicjuszkom, które ich śladem zaczęły masowo uciekać z ukochanymi mężczyznami.

Kosma Medyceusz (Cosimo de Medici) jak zawsze był wyrozumiały dla tych drobnych i oczywistych słabości Filippa, dlatego też wynegocjował u papieża Piusa II zwolnienie ze ślubów zakonnych.  Grzesznik miał wyspowiadać się ze skruchą i jako pokutę zawrzeć związek małżeński z Lukrecją. Vasari twierdził, że Filippo nie chciał się żenić, tłumacząc się, że nie może tego zrobić skoro cały czas ciągnie go do rozmaitych przygód i stanowczo woli mieć kochankę niż żonę. Jednak młoda Lukrecja, już nie nowicjuszka i nie mniszka miała niebawem urodzić syna Fillipino Lippiego, który zostanie kolejnym wielkim włoskim malarzem.

Burzliwa miłość ponoć nie przetrwała długo, po narodzinach dziecka Filippo  wyjechał, aby dalej tworzyć. Giorgio Vasari napisał, że artysta raczej nie był zbyt wierny swej ukochanej. Dawne przyzwyczajenia byłego zakonnika pozostały i doprowadziły artystę do tragicznego końca. Fra Filippo Lippi zmarł na skutek trucizny podanej mu przez rodzinę innej młodej damy, którą malarz również uwodził.

Nie wiemy, czy nasza piękna bohaterka mając za sobą tak głośny skandal, romans z mnichem, ucieczkę z klasztoru i trudne małżeństwo nie żałowała swego zauroczenia. Myślę jednak, że artysta okazał się dla niej jedyną szansą na zmianę smutnego i narzuconego przez ojca losu. Dzięki niemu stała się prawdziwą kobietą i mogła się spełnić jako matka. Jej ówczesne problemy, rozterki i smutki minęły tak jaki i czas życia wszystkich bohaterów tej historii, jednak talent Filipo utrwalił jej imię i urodę na wieki pozostawiając nam bezcenny obraz.

My, przybysze z przyszłości teraz wiemy na pewno, że w wyniku ogromnego zauroczenia, może wielkiej miłości lub tylko romansu, powstał kanon subtelnych i delikatnych Madonn z nieśmiertelnymi rysami pięknej Lukrecji.

Sztuka potrafi zatrzymać na zawsze ulotne chwile, prawdę uczyć oraz burzliwe  namiętności po to, aby przypominać nam, co to znaczy być człowiekiem wrażliwym.

Twórczość to wielka misja podążania, trudna i ciekawa droga sztuki. Warto jednak pamiętać, że są ślady oraz znaki pozostawione przez tych wrażliwych ludzi, którzy poszli tą drogą przed nami.

Teraz tu, w pracowniach Wyższej Szkole Artystycznej taką drogę sztuki właśnie rozpoczynacie. Ufam i głęboko wierzę, że z naszą pomocą zaprowadzi was ona do spełnienia, uznania oraz pozwoli na realizację twórczego życia. Tego całej naszej Kadrze dydaktycznej oraz Wam, drodzy studenci z całego serca życzę.

Rektor Wyższej Szkoły Artystycznej

dr Robert Manowski



Teksty źródłowe:

http://anielskiewyzwanie.blogspot.com/2013/04/anioy-z-obrazu-lippiego-madonna-z.html

http://lareinederetro.blogspot.com/2013/08/kim-wasciwie-bya-ta-piekna-pani-qui.html


 

 

 

 

 

 

Aktualności